Ziemia, ja, jastrząb

 

3.IX.1939r.(niedziela)-wojska Armii „Kraków” toczą zaciętą bitwę graniczną na rozległym froncie od Częstochowy przez Katowice, Pszczynę, Bielsko, Żywiec, Jordanów po Mszanę Dolną z przeważającymi ilościowo i technicznie oddziałami niemieckimi. Duża intensywność walk spowodowała znaczne zużycie amunicji, którą trzeba jak najszybciej uzupełnić.

Składnica Armii „Kraków” znajduje się w Kłaju, od składnicy na wschód rozmieszczono polowe punkty amunicyjne, lecz znajdują się one w dużej odległości i nie są w stanie zapewnić zaopatrzenia dla cofającej się w walce armii. Gdyby Niemcom udało się zniszczyć lub zablokować składnicę, to Armia „Kraków” znalazła by się w tragicznej sytuacji.

Na lotnisku zapasowym w Pobiedniku Wielkim stacjonuje przebazowany z Balic III dywizjon 2 Pułku Lotniczego (III/2PL) z którego nocą 2/3.IX.39r. wysłano na wschodnie przedpole patrol obserwacji lotniczej z radiostacją o kryptonimie „ROLA”. Z obliczeń wynika, że patrol ulokował się w okolicy Brzeska, być może na Żabiej Górze skąd była dobra widoczność i dobry zasięg radiostacji.[2]

3.IX.39r. rano z punktu dowodzenia III/2PL wzbijają się w niebo 3 zielone rakiety, to sygnał do startu całej eskadry. Dyżurujący w samolotach piloci zapuszczają silniki i 9 polskich myśliwców P.11c trójkami wzbija się w powietrze formując szyk (szkic nr.1).

Ppor. pil. Wacław Król wyznaczony tego dnia na dowódcę eskadry już w powietrzu otrzymuje trzy informacje: kurs 90, wysokość 3000m, bombowce lecą na Kraków, połączyć się  z „ROLĄ”. W tym czasie wszystkie myśliwce lecą już na pełnej mocy (360km/h). Rozmowa z dowódcą dywizjonu i z „ROLĄ” mogła trwać ok.20s i po uprecyzyjnieniu informacji ppor. Król zmienia kurs pod Igołomią na 150  (lecąc dalej kursem 90 formacja dolatując do Dziewina rozminęła by się z niemieckimi bombowcami).[3]

Eskadra skręca, przekracza linię Wisły, wlatuje nad Puszczę Niepołomicką. Ppor. Król widzi dymiący pociąg jadący od Bochni (był on wtedy zapewne na wysokości Damienic) i miasto „majaczące” z przodu – w żargonie wojskowym oznacza to,że miasto jest w odległości 10 do 15km (łatwo to sprawdzić; jadąc szosą 94 od Krakowa Bochnia „majaczy” ze wzniesienia drogi w Łysokaniach, a jest to odległość w linii prostej ok.12km).

Teraz padają słowa najważniejsze:”Ale oto już ich widać!…Na przodzie trójka, a za nią jeszcze trzy trójki…To są niemieckie He111, niosące potężny ładunek niszczycielski dla naszej stolicy!” [4]. Niemcy lecą niżej o ok.500m, a więc na wysokości 2500m. „Lecimy im na spotkanie, zachodzimy do kierunku ich trasy od (do) południa. [5] Na tle nieba muszą nas chyba widzieć, ale nie zmieniają kursu, tylko jakby zwiększyli prędkość”. Niemcy musieli właśnie wtedy zauważyć polskie myśliwce, wiedzą że nie unikną starcia, wiedzą też że ich maszyny są szybsze od polskich i że przy maksymalnej prędkości (395km/h) po ataku spotkaniowym nasze P.11c nie będą już w stanie ich dogonić. Dodają więc maksymalnie gazu i by ulżyć maszynom pozbywają się „balastu” bomb odłamkowych na odcinku Cikowice – Stanisławice, pozostawiając jednakże bomby burzące i zapalające do ataku na składnicę.

Ppor. Król nie wspomina nic o zrzucaniu bomb. Czy odległość była zbyt duża, czy wybuchy przesłoniły mu wierzchołki drzew? (Gdyby eskadra zachodziła od południa z pewnością zobaczył  by detonacje bomb).

Świadkowie wydarzeń wspominają, że były to niewielkie bomby odłamkowe po których zostawały leje o średnicy ok.1,5m.[5] Pierwsze bomby spadły w Cikowicach „Na Łączkach”, detonację ostatniej słyszano na płn. od przystanku kolejowego w Stanisławicach (zrzut bomb trwał ok.17s).

Prawdopodobnie wybuchy bomb i nadlatujące He111 spostrzegli żołnierze na wieży obserwacyjnej w rej. Kocie Buty, oraz obserwator lotniczy z posterunku na dachu sztabu jednostki w Kłaju i ogłosili alarm. Strzelcy błyskawicznie zajęli stanowiska w okopach, przeładowali broń i czekali w gotowości, by przywitać Niemców gradem pocisków. W tym czasie na stacji Kłaj stał pociąg z amunicją na początku i końcu którego były 2 gniazda kaemów i  żołnierze z ich obsługi po usłyszeniu alarmu też byli gotowi.

Ppor. Król dysponujący najlepszym samolotem „jedynką” dowódcy wysforował się ok.300m przed resztę myśliwców, gdy zbliżył się do Niemców na odpowiednią odległość dał sygnał do ataku i „zanurkował wprost w zwarty szyk wrogich bombowców, w sam środek.” Atak nastąpił nad występem leśnym między Kłajem, a Stanisławicami lub nad przysiółkiem Podlas, ppor. Król schodził z przewyższenia 500m skośnym łukiem (by po ataku wyrównać w ostrym prawym skręcie i siąść Niemcom na ogony) pozostawiając słońce (które było wówczas na godz.8:00) z boku.

Atak jednego myśliwca na 12 bombowców z których każdy przewyższał naszą P.11c siłą ognia porównać można tylko do ułańskiej szarży i jeżeli istniał by tytuł „ułana przestworzy”, to ppor. Król tą szarżą w 100% by na niego zasłużył. Ten młody, odważny do szaleństwa polski pilot mknie na rozpędzonej do granic możliwości maszynie w sam środek wrogiego ugrupowania plując seriami pocisków ze swoich kaemów-nie zważa na nic, jego gniew i wola walki są silniejsze od strachu!

Ogień wszystkich bombowców skupił się na P.11c ppor. Króla, jak pisze autor „Samolot mój otoczony jest rojem świetlnych pocisków.” Teoretycznie taka siła ognia powinna w sekundzie roznieść myśliwiec na strzępy-a tu nic? Dopiero gdy pilot dolatuje w bezpośrednią bliskość ugrupowania: „Pociski dudnią po płacie, jak groch rzucany na blachę…” i bierze na cel samolot dowódcy otrzymuje jedno skuteczne trafienie w silnik, który zaczyna dymić i zapala się.

Atak ppor. Króla trwał ok 4s. Dzięki temu, że ogień i uwaga Niemców skupiły się na jego samolocie reszta eskadry mogła bez większych trudności zbliżyć się w tym czasie do bombowców i rozpocząć atak, który przesądził o losach bitwy. Polskie myśliwce z lotu nurkowego zaatakowały  bombowce, rozbiły szyk Niemców i przeszły do walki pościgowej.

Cztery wrogie bombowce, które uniknęły ataku zniżyły lot szykując się do zbombardowania stacji i koszar, lecz nagle z ziemi uderzył w nie huragan ognia [7]. Ogień zaporowy był tak potężny, że bombowce pozbyły się bez celowania bomb (nie wszystkich) i uciekły. Pierwsza bomba spadła koło działek (lej po niej przerobiono na staw), druga między stacją a piekarnią [8], trzecia w bagno za koszarami (lej w sposób naturalny został zamknięty przez bagno). Szkody spowodowane odłamkami były niewielkie.

Trójka bombowców przedarła się nad składnicę, lecz tam też natrafiły na obronę przeciwlotniczą. Na zdjęciu LiDAR widać, że dwa bombowce zrzuciły po 5 bomb, natomiast trzeci tylko 2 w dużej odległości od siebie, najwyraźniej był w poważnych tarapatach; wszystkie bomby chybiły! Pozostałe He 111 uwikłane w walkę powietrzną nie miały możliwości wykonania zadania.

Cdn.

Janusz Czerwiński

Literatura: Wacław Król „W dywizjonie poznańskim”, Warszawa 1970r. (cytaty)

Igor Błagowieszczański „Artyleria w II Wojnie Światowej”,Warszawa 1983r.

[1] – pierwsze słowa meldunku ppor. Króla po wzlocie do akcji.

[2] – od meldunku „ROLI” do zrzutu bomb na Cikowice upłynęło ok.165s,prędkość przelotowa He111 z częścią ładunku bomb to 345km/h, a więc w tym czasie bombowce pokonały ok.16km, czyli odległość powietrzną z Brzeska do Cikowic.

[3] – kurs 90 podany przez d-cę dywizjonu był poprawny, bo gdyby faktycznie bombowce leciały na Kraków to uczepiły by się Wisły i lecąc jej wstęgą trafiły by prosto do centrum miasta, a kursem 90 można było przeciąć ich trasę. Natomiast ppor. Król po uściśleniu informacji od „ROLI” domyślił się, że celem Niemców jest składnica w Kłaju i musi wyprawę bombową dopaść przed nią.

[4] – w tym momencie ppor. Król wlatuje nad teren składnicy, widzi w dole rzędy budynków magazynowych, lecz nie wspomina o nich. Pisze też, że He111 niosły niszczycielski ładunek dla Krakowa oraz później, że po skoku ze spadochronem żołnierze zawieźli go do sztabu jednostki wojskowej w Kłaju, lecz nie pisze jakiej? Ta konspiracja była wymuszona; ponieważ książkę wydano w 1970r., składnica w Kłaju nadal wtedy istniała i informacja ta objęta była tajemnicą wojskową, a w związku z tym zakazane było publikowanie jakichkolwiek informacji jej dotyczących.

[5] – prawdopodobnie jest to błąd w druku-powinno być do nie od południa”. Myśliwce i bombowce lecą w tym momencie ze zbliżonymi prędkościami (ok.100m/s) i do starcia dojdzie za ok 35s nie ma więc czasu na wykonanie manewru przecięcia trasy bombowców i zajścia ich od południa, poza tym taki manewr spowodował by utratę prędkości, a Niemcy w tym czasie zrobili by zwrot na północ, dodali gazu, wlecieli nad Wisłę i faktycznie zbombardowali by Kraków (He111 były szybsze od P-11c o ok.30km).

[6] – relacje świadków: Panie Krystyna Szewczyk i Cecylia Bielak z Cikowic – było dobrze po 8:00 (msza zaczęła się o 7:00) i ludzie wychodzili z kościoła. W Cikowicach na pastwisku „Na Łączkach” pasły się krowy i owce p. Stanisza, siedmioletni chłopczyk Józio Rybka pobiegł pobawić się z owieczkami, wtem nadleciały niemieckie bombowce i zaczęły zrzucać bomby. Na pastwisko spadły 2 bomby zabijając chłopca oraz dużo bydła. Poranione odłamkami bydło ryczało potwornie, a ludzie co tchu pobiegli na miejsce tragedii. Jakiś mężczyzna niósł ciało Józia w stronę wsi, z jego rąk zwisały bezwładnie główka i nogi dziecka.

Pani Helena Siemdaj ze Stanisławic – było po 8:00 lub koło 9:00. Bomba leciała z dużej wysokości znoszona przez silny, północny wiatr. Urwało kawał domu w którym zginęła p.Józefa  Skóra, synowi Staszkowi (10 lat) urwało rękę, a młodszemu Bolkowi piętę.

[7] – P.Porwisz opowiadał, że przechodził w pobliżu stacji gdy nadleciały bombowce i wtedy żołnierze z koszar i pociągu amunicyjnego otworzyli do nich tak piekielny ogień, że Niemcy zaczęli „zwijać” się w powietrzu, by uniknąć ostrzału, wyrzucili na chybił trafił bomby i uciekli.

[8] – lej przy piekarni był tak duży i stromy, że gdy wpadła do niego krowa, to nie udało się jej już wyciągnąć; lej zasypano-relacje świadków.

GALERIA ZDJĘĆ

Loading